Umarłem zanim zobaczyłem świat.

skatepark kwarantannaWstałem rano jak co dzień, lekki katar i kaszel, nic nadzwyczajnego o tej porze roku. W normalnych warunkach nikt nie zwrócił by uwagi na przeziębienie czy alergię. Pojechałem do pracy.

 

 

 

 

1. Dzień 1 informacji o wirusie – środa 11.03.2020 – mój normalny dzień pracy Wstałem rano jak co dzień, lekki katar i kaszel, nic nadzwyczajnego o tej porze roku. W normalnych warunkach nikt nie zwrócił by uwagi na przeziębienie czy alergię. Pojechałem do pracy. Trochę zleceń, naprawy, pomocy. Piętnasta lecę do domu, to był pracowity dzień. Sporo awarii, napraw, problemów dnia codziennego. Resztę ogarnę wieczorem. Dom, dziecko, sprawunki, chwila dla siebie. Czytam wiadomości, czuję wewnętrzny niepokój. Ten cały wirus dopadnie nas na pewno. Dzwonię do kolegi z Anglii – zabierz rodzinę z Polski do siebie bo mogą zamknąć granicę i będziesz miał problem żeby ich przywieść ( mama z małym dzieckiem pojechała do rodziny, przy okazji zrobić jakiś kurs). Idę spać bo jutro kolejny trudny dzień w pracy.

2. Dzień 2 – czwartek 12.03.2020 – kolejny dzień pracy. Przyjechałem do pracy jak co dzień. Organizuję prace zdalną, pytam o potrzeby, szykuję się na trudny okres w zarządzaniu i bezpieczeństwie. Kaszel i katar nie ustępuje. Ok telefon – proszę o pomoc – idę. Z korytarza słyszę nie podchodź blisko, możesz być chory, masz kaszel i katar. Myślę sobie, pogięło cię, przecież ja mam tak co roku – katar, trawy , pylenie , pogoda, zawsze mi cieknie z nosa – ok dobra boją się, mają prawo. To był długi dzień, sporo spraw do załatwienia, kilka awarii, komunikatów, ogólnie lekko zajechany. Przed końcem pracy kolejny telefon z prośbą o pomoc, nie wiem jak to ogarnąć żeby nie narazić innych na nie przyjemności i stres. Zaglądam na mapę zarażeń, kurna kolejni chorzy, patrzę na wp wiadomości o kolejnych krokach rządu. Mam mętlik w głowie. Dzwonie do szefa – ludzie boją się przebywać w mojej obecności bo mam kaszel i katar (alergiczny) – przejdźmy na pracę zdalną na tyle na ile to możliwe. Ok rozsyłamy informację o podjętych środkach bezpieczeństwa i prosimy o przygotowanie scenariusza bezpieczeństwa oraz kryzysowych stanowiskach. Kolega z Anglii szuka połączeń lotniczych, nie jest łatwo ale zarezerwował na piątek wieczór ( żona z dzieckiem wróci do domu) – lekko odetchnąłem. Koniec dnia czekam na maile z odpowiedziami.

3. Dzień 3 – piątek 13.03.2020 – po ogłoszeniu rządu aby siedzieć w domu. Wstałem rano, śniadanie ogarnięte przez żonę, młody gania dookoła. Myślę sobie, ok to będzie trochę spokojniejszy dzień. Dzwoni telefon – mamy awarię potrzebujemy pomocy. Mówię ok ale jestem przeziębiony i pracuje z domu. Zaczęli rozumieć powagę sytuacji. Temat ogarnięty, wszystko działa sprawnie. W między czasie myślę, że trzeba by było ogarnąć jakieś zakupy – skończyła się kawa i cukier – takie podstawowe pierdoły i może coś na wieczór. Pakuję rodzinę do auta, jedziemy do marketu – zdecydowaliśmy że żona pójdzie zrobić zakupy po to co potrzeba na weekend, ja z dzieckiem siedzę w aucie i czekamy. Pięć minut później wraca – kolejki do końca sklepu i nie ma nic na półkach – z pustymi rękami. Chwilę rozmawiamy. Ok dzisiaj nie brakuje nam niezbędnych do życia produktów, po drodze zajechałem do osiedlowego sklepu kupiłem piwo na wieczór i siedzę z rodziną w domu. Telefon od ojca – nie przyjedziemy na imprezę urodzinową, dbamy o wasze i nasze bezpieczeństwo, ten wirus może narobić wiele złego. Mam mętlik w głowie, po chwili dochodzę to tych samych wniosków – dbamy o siebie i najbliższą rodzinę – odwołujemy imprezę urodzinową. Kolega wysłał sms że rodzina leci do UK.

  reklama

Ostoja

4. Dzień 4 – sobota 14.03.2020 Kolejne wiadomości o zarażonych, już lekko spanikowany stosuje wszelkie wytyczne dotyczące bezpieczeństwa i higieny. Z rodziną staramy się ogarnąć jakoś ten dzień. Wieczorem wymiana informacji ze znajomymi z różnych krajów. Wiadomości, mapa zarażonych. Kładę się spać z jeszcze większym bałaganem w głowie i obawami. W nocy lekkie dreszcze ale to chyba z nerwów. Po za tym dostaje kota, czuję się nie swojo, ograniczony brakiem kontaktu z innymi – to był nasz rytuał, obiadek / kawka u teściów – spotkanie ze znajomymi wieczorem. Czytam wiadomości – zamykają granice. Sms od kolegi – dziękuje – jesteśmy razem bezpieczni w domu.

5. Dzień 5 – niedziela 15.03.2020 Wychodzę jak co rano z psem na spacer. Ludzie patrzą na siebie wilkiem, auta wypchane różnymi zakupami jak na koniec świata. Wracam do domu. Obiad, telefony, dyskusje ze znajomymi. W międzyczasie przeszło mi przeziębienie. Czuje się całkiem dobrze. Zabawy z dzieckiem i kolejna porcja informacji. Sąsiad robi grilla w ogródku. Hmm trochę mu zazdroszczę. Ustalamy z żoną podstawowe reguły o braku kontaktu bezpośredniego z najbliższymi. Dzień mija jak zwykle, tyle tylko że w domu. Lekka depresja.

6. Dzień 6 – poniedziałek 16.03 O dziwo cisza do południa. Zero telefonów z pracy. Sprawdzam pocztę, też nic. Myślę sobie – staje się poważnie – dzwonie do pracy pytam czy wszystko porządku. Kilka zdalnych interwencji. Obiad. Wariacje na temat nowych wiadomości. Idę z psem. Mijam plac zabaw, pełno dzieci na huśtawce i rodziców obok. Sielanka na całego – państwo zafundowało przedłużone ferie – idę dalej, mijam grupkę młodzieży, mają „bekę” z koronawirusa. Ten dzień, jest nieco inny. Trochę więcej aut na parkingu i ludzi na osiedlu błąkających się bez celu. Sąsiadka myje okna. Dzieciaki dalej szaleją na osiedlu.

 reklama

Montessori 2

7. Dzień 7 – wtorek 17.03 Obudziłem się z lekkim pierdolcem. Spanikowany przyrostem ilością chorych. Telefon z pracy … ok jadę ale wpierw do apteki, chociaż rękawiczki ogarnę. Maseczka ostatnia, jednorazowa 140 zł – bez przesady – odpuszczam w sumie jeszcze nie ma tylu chorych w okolicy. Sprawdzam statystyki, nie jest dobrze kolejnych 20 chorych. Robię co muszę, w pracy i barykaduje się w domu. Dzień jak co dzień tylko zajebiście ciepły. Dzieciaki na skate-parku chyba z 20 osób, mateczki siedzą i plotkują. Czytam posta z fb od Wójta, siedzieć w domu, czytam WP, siedzieć w domu. Premier w TV dziękuję za to że wszyscy się stosują. Myślę sobie – to u nas, czy coś mnie ominęło – przecież ci ludzie mają wakacje i głęboko w dupie zagrożenie, liczba chorych wzrasta.

Teraz krótkie podsumowanie. Każdy z tych dni był inny, ciężki, trudny i pełen obaw. Zarówno o rodzinę, bliskich babcie/ dziadków /rodziców, osoby za granicą jak i wszystkich w koło. Codziennie napływają informacje o nowych chorych. Rząd apeluje #zostańwdomu ale to nie działa. WOT został zmobilizowany do służby. Policja patroluje granice. Wojsko jest w pełnej gotowości i mobilizacji. Informacje ze świata pokazują że jest to realne zagrożenie, ludzie umierają a statystyki nie kłamią i nie jest to zwykła odmiana wirusa grypy. Więc nie ryzykuj zostań w domu. Nie odwiedzaj nikogo, siedź ku…a w domu. Chiny nie mają nowych chorych bo siedzą w domu, nie wychodzą, nie zarażają innych. Wojsko ich pilnuje, maja rygorystyczne reguły którym muszą się wszyscy podporządkować. To nie są jakieś wakacje, wolne od pracy, chociaż wielu z nas wolało by pracować. To jest realne zagrożenie które będzie narastać z dnia na dzień i tylko ty – który to czytasz – możesz zapewnić sobie i osobom w swoim otoczeniu bezpieczeństwo. Dlatego proszę używaj głowy i siedź w domu. Jak naprawdę nie musisz, nie wychodź. To nie jest czas na spacerki, zwłaszcza że większość sobie nic z zagrożenia nic nie robi. Skąd wiesz czy sąsiad nie miał styczności z osobą która wróciła z kraju gdzie jest ponad 2K chorych osób lub więcej.

Tekst: AT

Fot. przecławski skatepark 17.03.2020.